Blog

Kapitan i jego sekta

Krzysztof Baranowski – jedyny Polak, który dwukrotnie opłynął samotnie świat, pierwszy, który samotnie pokonał Horn, twórca Szkoły Pod Żaglami, autor kilkudziesięciu książek, filmów dokumentalnych… To jeden pana obraz. Drugi: Krzysztof Baranowski – chorobliwie ambitny, konfliktowy, z nieustannym parciem na szkło, małostkowy… Który obraz jest prawdziwy?

– Prawda pewnie leży po środku… Jak mam się z tych opinii wytłumaczyć?

Czytaj dalej

Rejs na „Śmiałym”Cruising on „Śmiały” („Brave”)

Inicjatywa rejsu do Ameryki Południowej wyłoniła się z Polskiego Towarzystwa Geograficznego. Geograf Bronisław Siadek skumał się z Bolesławem Kowalskim, kapitanem osławionym przez rejs po Morzu Czerwonym na „Darze Opola” i już wspólnie zaczęli szukać jachtu i załogi.

Dołączyłem do tego towarzystwa, kiedy jacht „Śmiały” był w remoncie, a załoga skompletowana. Dołączyłem jednak li tylko jako dziennikarz specjalizujący w tematyce naukowej, rejs miał bowiem zadania badawcze. To, że właśnie zdałem egzaminy na stopień jachtowego kapitana żeglugi wielkiej nie miało najmniejszego znaczenia, przecież i kapitan i nawigator już byli. Był też inżynier mechanik i mój tytuł inżynierski też nie był potrzebny.

Wyruszyliśmy w rejs próbny z Trzebieży. Jeszcze przed dojściem do Świnoujścia kuk wydał obiad i sam zasiadł z załogą, zadowolony z efektów swojej pracy. Najwyraźniej nie znał etykiety jachtowej i zwyczajów niektórych kapitanów, takich mianowicie jak Bolesław Kowalski.

Czytaj dalej

„Wyścig do Newport” (1976, 2013)„Race to Newport”

Relacja z przygotowań do Transatlantyckich Regat Samotnych Żeglarzy i opowieść o udziale w tych regatach. W roku 1969 Krzysztof Baranowski podsunął Polskiemu Związkowi Żeglarskiemu koncepcję startu pierwszego polskiego żeglarza w słynnych już wówczas regatach OSTAR. PZŻ ogłosił nabór chętnych kapitanów, ale zgłosiło się tylko 15. W wyniku eliminacji zdrowotnych, kondycyjnych i żeglarskich wybrano kapitana Baranowskiego, … Czytaj dalej

„Żaglem po Ameryce” (1978)

ZaglpoAm 001Zbiór reportaży z żeglugi „rodzinnej” po wielkich Jeziorach Amerykańskich, spływu rzeką Missisipi i powrotu przez Atlantyk wydany przez Wydawnictwa Radia i Telewizji.

Czytaj dalej

Droga do gwiazd

Szanowny Panie Kapitanie

Mam 13- letniego syna, który zgłosił się do projektu. Jest początkującym żeglarzem i synem marynarza – więc powinien być z morzem za pan brat. Niestety, takie czasy nastały że polscy marynarze do pracy latają samolotami. Kacper, Gdańszczanin z urodzenia, raz jeden stał na pokładzie statku – gdy miał dwa lata. Nie pamięta tego…Szanowny Panie Kapitanie

Mam 13- letniego syna, który zgłosił się do projektu. Jest początkującym żeglarzem i synem marynarza – więc powinien być z morzem za pan brat. Niestety, takie czasy nastały że polscy marynarze do pracy latają samolotami. Kacper, Gdańszczanin z urodzenia, raz jeden stał na pokładzie statku – gdy miał dwa lata. Nie pamięta tego…

Teraz marzy o morzu… 🙂 To bardzo ważne: mieć marzenia. On je ma, a co jeszcze ważniejsze – uczy się, że aby mieć szansę ich spełnienia, musi na to zapracować – musi coś dać z siebie, coś poświęcić. A to dla niego dość nowe doświadczenie :-))))
potem
W zgłoszeniu była rubryka na wpisanie uprawianych sportów. Tu syn miał problem – co to znaczy: uprawianych? Czy to te, gdzie startuję w zawodach czy pytają po prostu o to, to co umiem? Bo dla niego sport to całe życie – jest uczniem klasy sportowej ze specjalnością hokej na lodzie ale i doskonale pływa i jeździ na nartach. Sport w szkole i w każdej wolnej chwili. Oczywiście w wakacje też.

A tu nagle pan w Caritasie mówi – skoro dobrze jeździsz na nartach, to bardzo się przydasz w ferie, bo będziemy chodzić z naszymi dzieciakami na górkę. Kacper osłupiał – przecież w ferie musi jechać w góry, na prawdziwe jeżdżenie – a nie na jakąś miejscową oślą łączkę!! Szczerze mówiąc nie był zachwycony…..ale odwołał wyjazd. Został.

Ale wie Pan co – to nie to jest ważne, że tak wybrał – no bo przecież najbardziej chodziło o to, aby się wykazać i mieć szansę popłynięcia. Dla mnie najważniejsze jest to, że znalazł w tym pomaganiu przyjemność :-)) Zaraz na drugi dzień poza tą pracą znalazł inną – która nie będzie potwierdzona w programie, więc nie chodziło o punkty czy inne dobre wrażenie. Po godzinach z Caritasem wsiada w pociąg i jedzie na inną górkę pomagać starszym kolegom – prawdziwym instruktorom – w pracy. Dlaczego? Nie płacą mu przecież, raczej ochrzanią – ale też uczą jak uczyć i pozwalają pod swoim okiem prowadzić lekcje z początkującymi. On cieszy się tym, że zdobywa umiejętności które na następny dzień procentują w pracy z Caritasem. Że potem dzieci, które uczy stawiania pierwszych kroków na nartach cieszą się na jego widok i opowiadają po lekcji ile się nauczyły. Opowiada z uśmiechem, że przychodzą i starsi, bo twierdzą, że on dobrze pokazuje i ma cierpliwość :-)). Że po trzech dniach na stoku usłyszał – co my byśmy bez ciebie zrobili, kto by ich wszystkich ubrał, podniósł, kiedy się wywrócą na wyciągu, przekonał, że nie trzeba się bać. Bez ciebie chyba by sie nie udało…Takie słowa to jak muzyka anielska :-))

Dla niego to coś nowego – w domu to on zawsze był malutki, najmłodsze dziecko w rodzinie w cieniu niezwykłego brata, który opływał oceany i obszedł pustynię i mądrej siostry, która potrafi i grać w piłkę i rozwiązać każde zadanie. I jak tu do nich doskoczyć…?

Teraz on jest tym „dużym rodzeństwem” dla narciarskich nowicjuszy. I ich rodzice czy opiekunowie mu ufają – jemu, 13- letniemu smarkaczowi. A on po przyjściu do domu odgrzebuje podręczniki z kursu narciarskiego, pilnuje, aby być na każdym wykładzie dla dorosłych instruktorów – bo jego podopiecznym nie może być gorzej jak z kimś naprawdę doświadczonym.

Od ludzi z Caritasu usłyszał – czekamy po feriach, jesteś potrzebny…… :-))

Chwalę się synem, nie? Pewnie że tak 🙂 Ale pomyślałam, że dla Pana to też może być miłe – dowiedzieć się, że idea, którą Pan wymyślił dała następny, fajny rezultat, bo kolejny nastolatek wstąpił na służbę „jasnej strony mocy” 🙂

Trochę oczywiście przesadzam z tym „wstępowaniem”- Kacper zawsze był uczynny i lubiany, a trenerzy nawet mówili – odpowiedzialny ( co mnie, jego matkę nieco zaskakiwało….) ale – jak to najmłodszy synek – trochę rozpuszczony :-)) W domu mówili o nim: „dziecko broszka” – że taki synek mamusi. A teraz sam sobie świetnie radzi, załatwia, dojeżdża co dzień pociągiem 50 km na drugi stok do instruktorów – i nie narzeka, nie dzwoni z jojczeniem jak się zmęczy, zmoczy, potłucze :-))

I to jest właśnie to, za co Panu dziękuję – że idea rejsu jednocześnie i budzi marzenia i wychowuje przekonując, że praca na rzecz innych to przyjemność. Dawanie wzbogaca dającego – dzieciaki pracując zyskają dużo, dużo więcej jak ewentualną przygodę życia.

Pomaganie buduje szczególny rodzaj pewności siebie – nie zadufanie, ale wewnętrzną siłę, wiarę w swoje możliwości.
Prawda?A akurat Kacprowi tej wiary zawsze nieco brakowało….

Jak miło patrzeć, kiedy on się zmienia w oczach. I jak opowiada o tej swojej „pracy”. Właściwie to klepie jak najęty…….czasami aż trudno wewnętrznie się nie śmiać :-))

Mam wrażenie, że w ciągu ostatniego tygodnia dojrzał bardziej niż przez cały poprzedni rok 🙂 Nagle gdzieś znikł mój mały synek a pojawił się – całkiem odpowiedzialny facet krytycznie patrzący na siebie, przewidujący, troskliwy, samodzielny 🙂

A to wszytko dlatego, że pewien kapitan pokazał dzieciakom gwiazdkę z nieba i powiedział – skaczcie. Da się jej dosięgnąć, tylko trzeba w siebie uwierzyć i znaleźć w sobie siłę…i mój syn uwierzył!
I wtedy okazało się, że już sama droga do gwiazd jest wspaniałą przygodą….. 🙂

No to jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie

Katarzyna ŚliwińskaSzanowny Panie Kapitanie

Mam 13- letniego syna, który zgłosił się do projektu. Jest początkującym żeglarzem i synem marynarza – więc powinien być z morzem za pan brat. Niestety, takie czasy nastały że polscy marynarze do pracy latają samolotami. Kacper, Gdańszczanin z urodzenia, raz jeden stał na pokładzie statku – gdy miał dwa lata. Nie pamięta tego…

Teraz marzy o morzu… 🙂 To bardzo ważne: mieć marzenia. On je ma, a co jeszcze ważniejsze – uczy się, że aby mieć szansę ich spełnienia, musi na to zapracować – musi coś dać z siebie, coś poświęcić. A to dla niego dość nowe doświadczenie :-))))
potem
W zgłoszeniu była rubryka na wpisanie uprawianych sportów. Tu syn miał problem – co to znaczy: uprawianych? Czy to te, gdzie startuję w zawodach czy pytają po prostu o to, to co umiem? Bo dla niego sport to całe życie – jest uczniem klasy sportowej ze specjalnością hokej na lodzie ale i doskonale pływa i jeździ na nartach. Sport w szkole i w każdej wolnej chwili. Oczywiście w wakacje też.

A tu nagle pan w Caritasie mówi – skoro dobrze jeździsz na nartach, to bardzo się przydasz w ferie, bo będziemy chodzić z naszymi dzieciakami na górkę. Kacper osłupiał – przecież w ferie musi jechać w góry, na prawdziwe jeżdżenie – a nie na jakąś miejscową oślą łączkę!! Szczerze mówiąc nie był zachwycony…..ale odwołał wyjazd. Został.

Ale wie Pan co – to nie to jest ważne, że tak wybrał – no bo przecież najbardziej chodziło o to, aby się wykazać i mieć szansę popłynięcia. Dla mnie najważniejsze jest to, że znalazł w tym pomaganiu przyjemność :-)) Zaraz na drugi dzień poza tą pracą znalazł inną – która nie będzie potwierdzona w programie, więc nie chodziło o punkty czy inne dobre wrażenie. Po godzinach z Caritasem wsiada w pociąg i jedzie na inną górkę pomagać starszym kolegom – prawdziwym instruktorom – w pracy. Dlaczego? Nie płacą mu przecież, raczej ochrzanią – ale też uczą jak uczyć i pozwalają pod swoim okiem prowadzić lekcje z początkującymi. On cieszy się tym, że zdobywa umiejętności które na następny dzień procentują w pracy z Caritasem. Że potem dzieci, które uczy stawiania pierwszych kroków na nartach cieszą się na jego widok i opowiadają po lekcji ile się nauczyły. Opowiada z uśmiechem, że przychodzą i starsi, bo twierdzą, że on dobrze pokazuje i ma cierpliwość :-)). Że po trzech dniach na stoku usłyszał – co my byśmy bez ciebie zrobili, kto by ich wszystkich ubrał, podniósł, kiedy się wywrócą na wyciągu, przekonał, że nie trzeba się bać. Bez ciebie chyba by sie nie udało…Takie słowa to jak muzyka anielska :-))

Dla niego to coś nowego – w domu to on zawsze był malutki, najmłodsze dziecko w rodzinie w cieniu niezwykłego brata, który opływał oceany i obszedł pustynię i mądrej siostry, która potrafi i grać w piłkę i rozwiązać każde zadanie. I jak tu do nich doskoczyć…?

Teraz on jest tym „dużym rodzeństwem” dla narciarskich nowicjuszy. I ich rodzice czy opiekunowie mu ufają – jemu, 13- letniemu smarkaczowi. A on po przyjściu do domu odgrzebuje podręczniki z kursu narciarskiego, pilnuje, aby być na każdym wykładzie dla dorosłych instruktorów – bo jego podopiecznym nie może być gorzej jak z kimś naprawdę doświadczonym.

Od ludzi z Caritasu usłyszał – czekamy po feriach, jesteś potrzebny…… :-))

Chwalę się synem, nie? Pewnie że tak 🙂 Ale pomyślałam, że dla Pana to też może być miłe – dowiedzieć się, że idea, którą Pan wymyślił dała następny, fajny rezultat, bo kolejny nastolatek wstąpił na służbę „jasnej strony mocy” 🙂

Trochę oczywiście przesadzam z tym „wstępowaniem”- Kacper zawsze był uczynny i lubiany, a trenerzy nawet mówili – odpowiedzialny ( co mnie, jego matkę nieco zaskakiwało….) ale – jak to najmłodszy synek – trochę rozpuszczony :-)) W domu mówili o nim: „dziecko broszka” – że taki synek mamusi. A teraz sam sobie świetnie radzi, załatwia, dojeżdża co dzień pociągiem 50 km na drugi stok do instruktorów – i nie narzeka, nie dzwoni z jojczeniem jak się zmęczy, zmoczy, potłucze :-))

I to jest właśnie to, za co Panu dziękuję – że idea rejsu jednocześnie i budzi marzenia i wychowuje przekonując, że praca na rzecz innych to przyjemność. Dawanie wzbogaca dającego – dzieciaki pracując zyskają dużo, dużo więcej jak ewentualną przygodę życia.

Pomaganie buduje szczególny rodzaj pewności siebie – nie zadufanie, ale wewnętrzną siłę, wiarę w swoje możliwości.
Prawda?A akurat Kacprowi tej wiary zawsze nieco brakowało….

Jak miło patrzeć, kiedy on się zmienia w oczach. I jak opowiada o tej swojej „pracy”. Właściwie to klepie jak najęty…….czasami aż trudno wewnętrznie się nie śmiać :-))

Mam wrażenie, że w ciągu ostatniego tygodnia dojrzał bardziej niż przez cały poprzedni rok 🙂 Nagle gdzieś znikł mój mały synek a pojawił się – całkiem odpowiedzialny facet krytycznie patrzący na siebie, przewidujący, troskliwy, samodzielny 🙂

A to wszytko dlatego, że pewien kapitan pokazał dzieciakom gwiazdkę z nieba i powiedział – skaczcie. Da się jej dosięgnąć, tylko trzeba w siebie uwierzyć i znaleźć w sobie siłę…i mój syn uwierzył!
I wtedy okazało się, że już sama droga do gwiazd jest wspaniałą przygodą….. 🙂

No to jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie

Katarzyna ŚliwińskaSzanowny Panie Kapitanie

Mam 13- letniego syna, który zgłosił się do projektu. Jest początkującym żeglarzem i synem marynarza – więc powinien być z morzem za pan brat. Niestety, takie czasy nastały że polscy marynarze do pracy latają samolotami. Kacper, Gdańszczanin z urodzenia, raz jeden stał na pokładzie statku – gdy miał dwa lata. Nie pamięta tego…

Teraz marzy o morzu… 🙂 To bardzo ważne: mieć marzenia. On je ma, a co jeszcze ważniejsze – uczy się, że aby mieć szansę ich spełnienia, musi na to zapracować – musi coś dać z siebie, coś poświęcić. A to dla niego dość nowe doświadczenie :-))))
potem
W zgłoszeniu była rubryka na wpisanie uprawianych sportów. Tu syn miał problem – co to znaczy: uprawianych? Czy to te, gdzie startuję w zawodach czy pytają po prostu o to, to co umiem? Bo dla niego sport to całe życie – jest uczniem klasy sportowej ze specjalnością hokej na lodzie ale i doskonale pływa i jeździ na nartach. Sport w szkole i w każdej wolnej chwili. Oczywiście w wakacje też.

A tu nagle pan w Caritasie mówi – skoro dobrze jeździsz na nartach, to bardzo się przydasz w ferie, bo będziemy chodzić z naszymi dzieciakami na górkę. Kacper osłupiał – przecież w ferie musi jechać w góry, na prawdziwe jeżdżenie – a nie na jakąś miejscową oślą łączkę!! Szczerze mówiąc nie był zachwycony…..ale odwołał wyjazd. Został.

Ale wie Pan co – to nie to jest ważne, że tak wybrał – no bo przecież najbardziej chodziło o to, aby się wykazać i mieć szansę popłynięcia. Dla mnie najważniejsze jest to, że znalazł w tym pomaganiu przyjemność :-)) Zaraz na drugi dzień poza tą pracą znalazł inną – która nie będzie potwierdzona w programie, więc nie chodziło o punkty czy inne dobre wrażenie. Po godzinach z Caritasem wsiada w pociąg i jedzie na inną górkę pomagać starszym kolegom – prawdziwym instruktorom – w pracy. Dlaczego? Nie płacą mu przecież, raczej ochrzanią – ale też uczą jak uczyć i pozwalają pod swoim okiem prowadzić lekcje z początkującymi. On cieszy się tym, że zdobywa umiejętności które na następny dzień procentują w pracy z Caritasem. Że potem dzieci, które uczy stawiania pierwszych kroków na nartach cieszą się na jego widok i opowiadają po lekcji ile się nauczyły. Opowiada z uśmiechem, że przychodzą i starsi, bo twierdzą, że on dobrze pokazuje i ma cierpliwość :-)). Że po trzech dniach na stoku usłyszał – co my byśmy bez ciebie zrobili, kto by ich wszystkich ubrał, podniósł, kiedy się wywrócą na wyciągu, przekonał, że nie trzeba się bać. Bez ciebie chyba by sie nie udało…Takie słowa to jak muzyka anielska :-))

Dla niego to coś nowego – w domu to on zawsze był malutki, najmłodsze dziecko w rodzinie w cieniu niezwykłego brata, który opływał oceany i obszedł pustynię i mądrej siostry, która potrafi i grać w piłkę i rozwiązać każde zadanie. I jak tu do nich doskoczyć…?

Teraz on jest tym „dużym rodzeństwem” dla narciarskich nowicjuszy. I ich rodzice czy opiekunowie mu ufają – jemu, 13- letniemu smarkaczowi. A on po przyjściu do domu odgrzebuje podręczniki z kursu narciarskiego, pilnuje, aby być na każdym wykładzie dla dorosłych instruktorów – bo jego podopiecznym nie może być gorzej jak z kimś naprawdę doświadczonym.

Od ludzi z Caritasu usłyszał – czekamy po feriach, jesteś potrzebny…… :-))

Chwalę się synem, nie? Pewnie że tak 🙂 Ale pomyślałam, że dla Pana to też może być miłe – dowiedzieć się, że idea, którą Pan wymyślił dała następny, fajny rezultat, bo kolejny nastolatek wstąpił na służbę „jasnej strony mocy” 🙂

Trochę oczywiście przesadzam z tym „wstępowaniem”- Kacper zawsze był uczynny i lubiany, a trenerzy nawet mówili – odpowiedzialny ( co mnie, jego matkę nieco zaskakiwało….) ale – jak to najmłodszy synek – trochę rozpuszczony :-)) W domu mówili o nim: „dziecko broszka” – że taki synek mamusi. A teraz sam sobie świetnie radzi, załatwia, dojeżdża co dzień pociągiem 50 km na drugi stok do instruktorów – i nie narzeka, nie dzwoni z jojczeniem jak się zmęczy, zmoczy, potłucze :-))

I to jest właśnie to, za co Panu dziękuję – że idea rejsu jednocześnie i budzi marzenia i wychowuje przekonując, że praca na rzecz innych to przyjemność. Dawanie wzbogaca dającego – dzieciaki pracując zyskają dużo, dużo więcej jak ewentualną przygodę życia.

Pomaganie buduje szczególny rodzaj pewności siebie – nie zadufanie, ale wewnętrzną siłę, wiarę w swoje możliwości.
Prawda?A akurat Kacprowi tej wiary zawsze nieco brakowało….

Jak miło patrzeć, kiedy on się zmienia w oczach. I jak opowiada o tej swojej „pracy”. Właściwie to klepie jak najęty…….czasami aż trudno wewnętrznie się nie śmiać :-))

Mam wrażenie, że w ciągu ostatniego tygodnia dojrzał bardziej niż przez cały poprzedni rok 🙂 Nagle gdzieś znikł mój mały synek a pojawił się – całkiem odpowiedzialny facet krytycznie patrzący na siebie, przewidujący, troskliwy, samodzielny 🙂

A to wszytko dlatego, że pewien kapitan pokazał dzieciakom gwiazdkę z nieba i powiedział – skaczcie. Da się jej dosięgnąć, tylko trzeba w siebie uwierzyć i znaleźć w sobie siłę…i mój syn uwierzył!
I wtedy okazało się, że już sama droga do gwiazd jest wspaniałą przygodą….. 🙂

No to jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie

Katarzyna Śliwińska

Czytaj dalej

Linki do wypowiedzi

https://www.youtube.com/watch?v=brWNrrs4SBA http://dziendobry.tvn.pl/video/szkola-pod-zaglami,1,newest,8868.html https://www.youtube.com/watch?v=2OiHnfs3dEQ https://www.youtube.com/watch?v=wPGpvE0A8yIZbyszek Bosek zgromadził trochę wywiadów zebranych z internetu: http://dziendobry.tvn.pl/video/szkola-pod-zaglami,1,newest,8868.html https://www.youtube.com/watch?v=2OiHnfs3dEQ https://www.youtube.com/watch?v=wPGpvE0A8yIZbyszek Bosek zgromadził trochę wywiadów zebranych z internetu: http://dziendobry.tvn.pl/video/szkola-pod-zaglami,1,newest,8868.html https://www.youtube.com/watch?v=2OiHnfs3dEQ https://www.youtube.com/watch?v=wPGpvE0A8yIZbyszek Bosek zgromadził trochę wywiadów zebranych z internetu: http://dziendobry.tvn.pl/video/szkola-pod-zaglami,1,newest,8868.html https://www.youtube.com/watch?v=2OiHnfs3dEQ https://www.youtube.com/watch?v=wPGpvE0A8yI

„22 minuty dokoła świata” – 1976

Mój debiut filmowy: relacja z samotnego rejsu na „Polonezie”. Film czarno – biały, szefostwo TVP nie chciało ryzykować cennej kolorowej taśmy. Kamera Bell Howell z demobilu. Montaż u przyjaciół za granicą w Ostrawie, bo „przyjaciele” w Polsce uważali, że to denny (nomen omen) materiał. Powstał jednak dokument z rejsu, który niesie znamienne przesłanie w ostatnich … Czytaj dalej

„Jachting morski” (2011, 2013)„Offshore yachting” – 2011, 2013Jachting morski – 2011Jachting morski – 2011

jachtmor.okł 001Wraz z opisami, co znajduje się na pokładzie przeciętnego jachtu, książka dostarcza praktyczne kompendium wiedzy o żeglarstwie z punktu widzenia nowicjusza. Równocześnie w tematach specjalistycznych (pływy, radar, waypointy) Baranowski ujawnia wielki talent popularyzatorski pisząc przystępnie o zagadnieniach złożonych i trudnych.

Książka niezbędna w każdej żeglarskiej bibloteczce, a w Bibliotece Szkoły pod Żaglami jest to pierwsza oryginalna pozycja, a nie wznowienie wczesniejszych publikacji.siążka powstała na bazie artykułów zamieszczanych przez Autora w miesięczniku „Jachting” (stąd i tytuł) w okresie, gdy kierował tym pismem przez pięć lat. Ma to swoje konsekwencje w rozdziałach krótkich, zwartych i – niestety – powracających do tych samych wątków.

Wraz z opisami, co znajduje się na pokładzie przeciętnego jachtu, książka dostarcza praktyczne kompendium wiedzy o żeglarstwie z punktu widzenia nowicjusza. Równoczesnie w tematach specjalistycznych (pływy, radar, waypointy) Baranowski ujawnia wielki talent popularyzacyjny pisząc przystępnie o zagadnieniach złożonych i trudnych.

Książka niezbędna w każdej żeglarskiej bibloteczce, a w Bibliotece Szkoły pod Żaglami jest to pierwsza oryginalna pozycja, a nie wznowienie wczesniejszych publikacji.

Recenzja Jacka Czajewskiego („Żagle”)

Podręcznik morskiego żeglarstwa

Najnowsza, pięknie wydana książka kapitana Krzysztofa Baranowskiego nosi tytuł „Jachting morski”. Jej treść, zgodnie z tytułem, pomija aspekty żeglarstwa śródlądowego (np. teorię żeglowania), milcząco zakładając, że podstawowa wiedza o żeglarstwie nie jest czytelnikowi obca. Kwestie związane z żeglugą po morzu omawia jednak kompleksowo i od podstaw.
Znajdziemy więc tam rozdziały poświęcone manewrowaniu na morzu i w porcie, na żaglach i silniku, nawigacji, locji, łączności, pływom, pogodzie, sztormowaniu, takielunkowi, instalacjom i wyposażeniu jachtu, organizacji rejsu, etykiecie itp. Tak szerokie ujęcie oczywiście nie pozwala na opis wszystkich tematów i szczegółów, ale w wystarczającym stopniu wyczerpuje istotę problemów i zachęca do dalszego ich pogłębiania.
Bardzo udany jest pod tym względem rozdział poświęcony nawigacji elektronicznej, w którym omówiono najważniejsze jej zasady, możliwości i pułapki, bez przekształcania go w instrukcję obsługi komputerowych urządzeń nawigacyjnych.
Ogromną zaletą książki jest wręcz gawędziarska lekkość jej stylu, która czyni z niej nietypowy podręcznik, odbiegający od sztywnej, naukowej narracji na rzecz poradnika przeplatanego refleksjami z własnych doświadczeń kilkudziesięcioletniej żeglarskiej praktyki Autora.

Jacek Czajewski

siążka powstała na bazie artykułów zamieszczanych przez Autora w miesięczniku „Jachting” (stąd i tytuł) w okresie, gdy kierował tym pismem przez pięć lat. Ma to swoje konsekwencje w rozdziałach krótkich, zwartych i – niestety – powracających do tych samych wątków.

Wraz z opisami, co znajduje się na pokładzie przeciętnego jachtu, książka dostarcza praktyczne kompendium wiedzy o żeglarstwie z punktu widzenia nowicjusza. Równoczesnie w tematach specjalistycznych (pływy, radar, waypointy) Baranowski ujawnia wielki talent popularyzacyjny pisząc przystępnie o zagadnieniach złożonych i trudnych.

Książka niezbędna w każdej żeglarskiej bibloteczce, a w Bibliotece Szkoły pod Żaglami jest to pierwsza oryginalna pozycja, a nie wznowienie wczesniejszych publikacji.

Recenzja Jacka Czajewskiego („Żagle”)

Podręcznik morskiego żeglarstwa

Najnowsza, pięknie wydana książka kapitana Krzysztofa Baranowskiego nosi tytuł „Jachting morski”. Jej treść, zgodnie z tytułem, pomija aspekty żeglarstwa śródlądowego (np. teorię żeglowania), milcząco zakładając, że podstawowa wiedza o żeglarstwie nie jest czytelnikowi obca. Kwestie związane z żeglugą po morzu omawia jednak kompleksowo i od podstaw.
Znajdziemy więc tam rozdziały poświęcone manewrowaniu na morzu i w porcie, na żaglach i silniku, nawigacji, locji, łączności, pływom, pogodzie, sztormowaniu, takielunkowi, instalacjom i wyposażeniu jachtu, organizacji rejsu, etykiecie itp. Tak szerokie ujęcie oczywiście nie pozwala na opis wszystkich tematów i szczegółów, ale w wystarczającym stopniu wyczerpuje istotę problemów i zachęca do dalszego ich pogłębiania.
Bardzo udany jest pod tym względem rozdział poświęcony nawigacji elektronicznej, w którym omówiono najważniejsze jej zasady, możliwości i pułapki, bez przekształcania go w instrukcję obsługi komputerowych urządzeń nawigacyjnych.
Ogromną zaletą książki jest wręcz gawędziarska lekkość jej stylu, która czyni z niej nietypowy podręcznik, odbiegający od sztywnej, naukowej narracji na rzecz poradnika przeplatanego refleksjami z własnych doświadczeń kilkudziesięcioletniej żeglarskiej praktyki Autora.

Jacek Czajewski

siążka powstała na bazie artykułów zamieszczanych przez Autora w miesięczniku „Jachting” (stąd i tytuł) w okresie, gdy kierował tym pismem przez pięć lat. Ma to swoje konsekwencje w rozdziałach krótkich, zwartych i – niestety – powracających do tych samych wątków.

Wraz z opisami, co znajduje się na pokładzie przeciętnego jachtu, książka dostarcza praktyczne kompendium wiedzy o żeglarstwie z punktu widzenia nowicjusza. Równoczesnie w tematach specjalistycznych (pływy, radar, waypointy) Baranowski ujawnia wielki talent popularyzacyjny pisząc przystępnie o zagadnieniach złożonych i trudnych.

Książka niezbędna w każdej żeglarskiej bibloteczce, a w Bibliotece Szkoły pod Żaglami jest to pierwsza oryginalna pozycja, a nie wznowienie wczesniejszych publikacji.

Recenzja Jacka Czajewskiego („Żagle”)

Podręcznik morskiego żeglarstwa

Najnowsza, pięknie wydana książka kapitana Krzysztofa Baranowskiego nosi tytuł „Jachting morski”. Jej treść, zgodnie z tytułem, pomija aspekty żeglarstwa śródlądowego (np. teorię żeglowania), milcząco zakładając, że podstawowa wiedza o żeglarstwie nie jest czytelnikowi obca. Kwestie związane z żeglugą po morzu omawia jednak kompleksowo i od podstaw.
Znajdziemy więc tam rozdziały poświęcone manewrowaniu na morzu i w porcie, na żaglach i silniku, nawigacji, locji, łączności, pływom, pogodzie, sztormowaniu, takielunkowi, instalacjom i wyposażeniu jachtu, organizacji rejsu, etykiecie itp. Tak szerokie ujęcie oczywiście nie pozwala na opis wszystkich tematów i szczegółów, ale w wystarczającym stopniu wyczerpuje istotę problemów i zachęca do dalszego ich pogłębiania.
Bardzo udany jest pod tym względem rozdział poświęcony nawigacji elektronicznej, w którym omówiono najważniejsze jej zasady, możliwości i pułapki, bez przekształcania go w instrukcję obsługi komputerowych urządzeń nawigacyjnych.
Ogromną zaletą książki jest wręcz gawędziarska lekkość jej stylu, która czyni z niej nietypowy podręcznik, odbiegający od sztywnej, naukowej narracji na rzecz poradnika przeplatanego refleksjami z własnych doświadczeń kilkudziesięcioletniej żeglarskiej praktyki Autora.

Jacek Czajewski

Czytaj dalej

„Novara”NovaraNovaraNovara

novara

Półtora wieku temu  Austria była cesarstwem i miała własną flotę wojenną, o czym chętnie przypomina się przy każdej okazji. Austriacką bazą był port Adriatyku Triest, a największym wydarzeniem żeglarskim rejs naukowy fregaty „Novara” dookoła świata. W roku 2007 przypadała 150 rocznica rozpoczęcia słynnego rejsu więc kampania promocyjna się nasiliła (obraz powyższy reprodukuje austriacka Mennica) i trwały przygotowania, by z tej okazji popłynąć w rocznicowy rejs.W przygotowania te zostałem zupełnie przypadkowo wplątany przez niejakiego Bronka (Bruno) Janaszka, obywatela austriackiego, ale mojego kolegę z obozu żeglarskiego w Boszkowie (lat temu wiele).

Półtora wieku temu temu Austria była cesarstwem i miała własną flotę wojenną, o czym chętnie przypomina się przy każdej okazji. Austriacką bazą był port Adriatyku Triest, a największym wydarzeniem żeglarskim rejs naukowy fregaty „Novara” dookoła świata.

Fregata „Novara” w roli statku badawczego

W roku 2007 przypadała 150 rocznica rozpoczęcia słynnego rejsu więc kampania promocyjna się nasiliła (obraz powyższy reprodukuje austriacka Mennica) i trwały przygotowania, by z tej okazji popłynąć w rocznicowy rejs.

W przygotowania te zostałem zupełnie przypadkowo wplątany przez niejakiego Bronka Janaszka, obywatela austriackiego, ale mojego kolegę z obozu żeglarskiego w Boszkowie (lat temu wiele).

Bronek chciał zbudować kopię „Novary” (może w Polsce),albo wyczarterować jakiś żaglowiec (załoga „Chopina” go zniechęciła, więc zainteresował się „Chersonezem” ). Póki co pływał w regatach małych jachtów, okresowo odwiedzając windjammery (Kieler Woche), a mnie uczynił prezesem austriackiego ( czy też europejskiego) stowarzyszenia żaglowców rejowych.

Wygląda na to, że każdy z nas ma swoją idee fix – Bronek „Novarę”, a ja „Polonię”. Zaproponowałem,by zrealizować „Polonię” i nazwać ją „Novarą”, ale dla Bronka „Polonia” wydawała się zbyt skromna (tylko 50m LOA).

Moja rodzina od pokoleń mieszkała w Galicji (Lwów,Drohobycz) i dziadek z babcią okresowo mieszkali w Wiedniu To babcia właśnie lubiła używać określenia „austriackie gadanie”, co nieźle pasuje do tych właśnie okoliczności.

Bronek tymczasem udzielał wywiadów w radiu i telewizji,a „Novarę” widział w wielkości holenderskiego klipra „Stadt Amsterdam”. Z tego to powodu bardziej mu pasuje „Chersonez”. Póki co obliczyłem trasę współczesnej „Novary” na 400 dni wraz z postojami.

muzealna „Novara” i Bruno Janaszek

Ale oto Bronkowi szczęście sprzyjało. Spotkał w pociągu z Wiednia obrotną projektantkę mody,
która zainspirowana jego opowieścią przygotowała w Warszawie pokaz mody a la „Novara”. Pokaz prowadziła Małgorzata Foremniak i tak się załapałem na współne zdjęcie.

Ale i to wszystko. Parę dni temu Bronek dał sygnał (po dłuższym milczeniu), że z projektu nic nie będzie. A więc jednak skończyło się na „austriackim gadaniu”!Półtora wieku temu temu Austria była cesarstwem i miała własną flotę wojenną, o czym chętnie przypomina się przy każdej okazji. Austriacką bazą był port Adriatyku Triest, a największym wydarzeniem żeglarskim rejs naukowy fregaty „Novara” dookoła świata.

Fregata „Novara” w roli statku badawczego

W roku 2007 przypadała 150 rocznica rozpoczęcia słynnego rejsu więc kampania promocyjna się nasiliła (obraz powyższy reprodukuje austriacka Mennica) i trwały przygotowania, by z tej okazji popłynąć w rocznicowy rejs.

W przygotowania te zostałem zupełnie przypadkowo wplątany przez niejakiego Bronka Janaszka, obywatela austriackiego, ale mojego kolegę z obozu żeglarskiego w Boszkowie (lat temu wiele).

Bronek chciał zbudować kopię „Novary” (może w Polsce),albo wyczarterować jakiś żaglowiec (załoga „Chopina” go zniechęciła, więc zainteresował się „Chersonezem” ). Póki co pływał w regatach małych jachtów, okresowo odwiedzając windjammery (Kieler Woche), a mnie uczynił prezesem austriackiego ( czy też europejskiego) stowarzyszenia żaglowców rejowych.

Wygląda na to, że każdy z nas ma swoją idee fix – Bronek „Novarę”, a ja „Polonię”. Zaproponowałem,by zrealizować „Polonię” i nazwać ją „Novarą”, ale dla Bronka „Polonia” wydawała się zbyt skromna (tylko 50m LOA).

Moja rodzina od pokoleń mieszkała w Galicji (Lwów,Drohobycz) i dziadek z babcią okresowo mieszkali w Wiedniu To babcia właśnie lubiła używać określenia „austriackie gadanie”, co nieźle pasuje do tych właśnie okoliczności.

Bronek tymczasem udzielał wywiadów w radiu i telewizji,a „Novarę” widział w wielkości holenderskiego klipra „Stadt Amsterdam”. Z tego to powodu bardziej mu pasuje „Chersonez”. Póki co obliczyłem trasę współczesnej „Novary” na 400 dni wraz z postojami.

muzealna „Novara” i Bruno Janaszek

Ale oto Bronkowi szczęście sprzyjało. Spotkał w pociągu z Wiednia obrotną projektantkę mody,
która zainspirowana jego opowieścią przygotowała w Warszawie pokaz mody a la „Novara”. Pokaz prowadziła Małgorzata Foremniak i tak się załapałem na współne zdjęcie.

Ale i to wszystko. Parę dni temu Bronek dał sygnał (po dłuższym milczeniu), że z projektu nic nie będzie. A więc jednak skończyło się na „austriackim gadaniu”!Półtora wieku temu temu Austria była cesarstwem i miała własną flotę wojenną, o czym chętnie przypomina się przy każdej okazji. Austriacką bazą był port Adriatyku Triest, a największym wydarzeniem żeglarskim rejs naukowy fregaty „Novara” dookoła świata.

Fregata „Novara” w roli statku badawczego

W roku 2007 przypadała 150 rocznica rozpoczęcia słynnego rejsu więc kampania promocyjna się nasiliła (obraz powyższy reprodukuje austriacka Mennica) i trwały przygotowania, by z tej okazji popłynąć w rocznicowy rejs.

W przygotowania te zostałem zupełnie przypadkowo wplątany przez niejakiego Bronka Janaszka, obywatela austriackiego, ale mojego kolegę z obozu żeglarskiego w Boszkowie (lat temu wiele).

Bronek chciał zbudować kopię „Novary” (może w Polsce),albo wyczarterować jakiś żaglowiec (załoga „Chopina” go zniechęciła, więc zainteresował się „Chersonezem” ). Póki co pływał w regatach małych jachtów, okresowo odwiedzając windjammery (Kieler Woche), a mnie uczynił prezesem austriackiego ( czy też europejskiego) stowarzyszenia żaglowców rejowych.

Wygląda na to, że każdy z nas ma swoją idee fix – Bronek „Novarę”, a ja „Polonię”. Zaproponowałem,by zrealizować „Polonię” i nazwać ją „Novarą”, ale dla Bronka „Polonia” wydawała się zbyt skromna (tylko 50m LOA).

Moja rodzina od pokoleń mieszkała w Galicji (Lwów,Drohobycz) i dziadek z babcią okresowo mieszkali w Wiedniu To babcia właśnie lubiła używać określenia „austriackie gadanie”, co nieźle pasuje do tych właśnie okoliczności.

Bronek tymczasem udzielał wywiadów w radiu i telewizji,a „Novarę” widział w wielkości holenderskiego klipra „Stadt Amsterdam”. Z tego to powodu bardziej mu pasuje „Chersonez”. Póki co obliczyłem trasę współczesnej „Novary” na 400 dni wraz z postojami.

muzealna „Novara” i Bruno Janaszek

Ale oto Bronkowi szczęście sprzyjało. Spotkał w pociągu z Wiednia obrotną projektantkę mody,
która zainspirowana jego opowieścią przygotowała w Warszawie pokaz mody a la „Novara”. Pokaz prowadziła Małgorzata Foremniak i tak się załapałem na współne zdjęcie.

Ale i to wszystko. Parę dni temu Bronek dał sygnał (po dłuższym milczeniu), że z projektu nic nie będzie. A więc jednak skończyło się na „austriackim gadaniu”!

Czytaj dalej

„Kapitan kuk” (1968, 1973, 2012)Kapitan kukKapitan kukKapitan kuk

Kpt. kuk 200 001     Nigdy nie lubiłem gotować, a w szczególności na jachtach, gdzie kuchnia podskakuje na fali, w ciasnym pomieszczeniu śmierdzi i słona woda kapie na głowę z pokładu. Szybko zorientowałem się, że jedyną osobą na pokładzie, która nie musi gotować, jest zgodnie z polską tradycją KAPITAN.

Dla tych oto przyziemnych pobudek zostałem kapitanem w dość młodym wieku. I jak na ironię losu mój pierwszy wielki rejs dookoła Ameryki Południowej odbyłem na jachcie „Śmiały” w charakterze kucharza, bo tylko tak mogłem zabrać się na wyprawę. Ta niezwykła pozycja kuka, który jest równocześnie kompetentnym kapitanem pozwoliła poczynić szereg ciekawych obserwacji i o tym jest książka „Kapitan kuk”.

Czytaj dalej