Istnieją dwie standardowe, zasadniczo różne drogi, dookoła świata. Jedna na zachód, popularna od czasów Alain Gerbaulta i właśnie zakończona przez Leonida Teligę w roku 1969. Druga trasa, na wschód, to tradycyjny szlak żaglowców wożących herbatę z Chin, wełnę z Australii i saletrę z Chile. Szlak w Ryczących Czterdziestkach, sztormowych wiatrach i wokół Przylądka Horn.
Przygotowując „Poloneza” do regat tranatlantyckich OSTAR (zajrzyj poprzedni rozdział ) rozważałem ruszenie na tę drugą, wschodnią trasę, bo nie było sensu powtarzać wyczynu Teligi.
Nikomu o tym nie mówiłem, bałem się zapeszyć, bałem się odmowy, bałem się obmowy i wreszcie normalnie bałem się, że to powyżej możliwości jachtu i żeglarza. Niemniej zadbałem, by „Polonez” był wyjątkowo mocno zbudowany, co budziło zdziwienie konstruktorów, których nie wtajemniczyłem w moje dalsze plany.
– Wyruszam na północny Atlantyk trasą północną, wśród gór lodowych – tłumaczyłem i sam w to wierzyłem. Ryczące Czterdziestki w owym czasie były domeną paru zaledwie żeglarzy.
Argentyński żeglarz Vito Dumas jako pierwszy przepłynął całą trasę wokół pięciu wielkich przylądków na jachcie „Legh II” w latach 1942/43. Były to lata wojny światowej i sukces Argentyńczyka minął niezauważony.
Później za to, w latach 1966/67, przy pełnych światłach jupiterów, wyruszyli dwaj Anglicy – Francis Chichester i Alec Rose. Pierwszy płynący wyścigowo na dużym jachcie „Gipsy Moth IV”, drugi niespiesznie na „Lively Lady” ,jak sam mówił „oddając się Bogu w opiekę”. Ich wyczyn stał się inspiracją regat Golden Globe – non stop z Anglii do Anglii u „podnóża kuli ziemskiej”.
Wyścig wygrał jedyny, który ukończył regaty, Robin Knox – Johnston na jachcie „Suhaili”, jego największy konkurent Bernard Moitessier na jachcie „Joshua” wycofał się z wyścigu i popłynął w drugie okrążenie, by wylądować wreszcie na wyspach Polinezji.
Nigel Tetley na trimaranie „Victress” rozsypał się koło Azorów (w drodze powrotnej), a Donald Crowhurst na „Teinmouth Electron” nigdy Atlantyku nie opuścił podając sfingowane raporty o postępach w podróży dookoła świata.
Rok czy dwa później nietypową trasą, bo Czterdziestkami ale pod wiatr i pod prąd (czyli na zachód), wyruszył Chay Blyth, a rejs Chichestera powtórzył Bill King, który zresztą do Plymouth przypłynął dwa dni przede mną.
Gdy więc po regatach OSTAR ruszałem z Newport w Stanach Zjednoczonych tylko 8 żeglarzy zrobiło całą trasę z Europy do Europy. Miałem o tyle dalej, że startowałem z Ameryki Północnej, a Dumas miał o tyle bliżej, że startował z Ameryki Południowej. Zatrzymywałem się w Kapsztadzie, Hobart.i Pt.Stanley, więc postój co kontynent.
Przebiegu rejsu nie ma co relacjonować, najlepiej oddałem go w „Drodze na Horn”. I książka i rejs zostały obsypane deszczem honorów, więc nie mam co narzekać.
Dla porządku przypomnę nieliczne porty pośrednie:
start w Newport R.I. w Stanach Zjednoczonych po krótkim remoncie gdy zakończył się wyścig OSTAR.
Cape Town. RPA, ponad dwa miesiące z północnego na południowy Atlantyk.
Potem dramatyczny skok przez Ocean Indyjski. Nie spodziewałem się, że tak będę rolował na wielkich falach. Gdy o tym powiedziałem głośno – w Polsce okrzyknięto mnie łgarzem. Trzeba było lat i kolejnych wypadków (Fastnet 1979), by wywrotki jachtów balastowych stały się normą szczególnych warunków zafalowania (Ryczące Czterdziestki, prądy przeciwne do wiatrów, interferencja fal itp.). Napisałem o tym obszernie w „Praktyce oceanicznej” (patrz „Książki”).
Do Hobart na Tasmanii dowlokłem się na wystruganym z wiosła samosterze. Tam pobyt w stoczni, Gwiazdka 1972 i Nowy Rok 1973.
Ocean Spokojny pokonany ( na południe od Nowej Zelandii) w rekordowym czasie 45 dni – przez wiele lat niepobity przelot w kategorii jachtów jednokadłubowych i zapisany w Księdze Guinessa.. W owych czasach odwoływanie się do Księgi Guinessa uważane było za kretynizm. Dzisiaj, choć pozostaje tym samym, jest powodem do nobilitacji.
Trawers Przylądka Horn 23 lutego 1973 roku.
Za Przylądkiem Horn odpoczynek w archipelagu Falklandów – Port Stanley przez dwa tygodnie.
I najdłuższy etap rejsu: Falklandy – Plymouth. Burmistrz tego miasta czekał z uroczystym obiadem, a ja się spóźniałem. Obiad w zastępstwie zjadła żona. Ale po przypłynięciu Brytyjczycy sprawili mi takie przyjęcie jak swoim bohaterom – dwa dni wcześniej kończył swój wokółziemski rejs Bill King – mnie potraktowano nie gorzej.
Potem w Londynie w ambasadzie polskiej spotkali się najwięksi samotni żeglarze brytyjscy – Robin Knox Johnston, Alec Rose, Bill King oraz wdowa po Francisie Chichesterze ,Sheila. Wszystkim smakowała polska wódka, w szczegolności Alecowi i Sheili.
Ostatni etap z Plymouth do Świnoujścia, Szczecina, a potem do Gdyni odbyłem w towarzystwie Ewy. I tak oto Odyseusz powrócił do Itaki ku radości Penelopy i Telemacha. A zalotnicy sami wyzdychali ze złości i zazdrości