Odbywające się co 4 lata regaty samotnych żeglarzy przez Atlantyk zyskały sobie należną im sławę, która dotarła i do Polski.Wczesną wiosną 1969 r. nawiązałem korespondencję z redakcją Observera i Royal Western Yacht Club of England, organizatorami regat i w jej wyniku złożyłem w Polskim Związku Żeglarskim projekt udziału polskiego zawodnika (lub całej ekipy) w najbliższych Transatlantyckich Regatach Samotnych Żeglarzy przypadających na rok 1972 i prośbę o wyrażenie zgody na samotny rejs treningowy jeszcze w tym sezonie 1969. W obu tych sprawach zapadły pozytywne decyzje.
Latem 1969 popłynąłem „Zenitem: na Bałtyk na dwa tygodnie. Wtedy też, wracając z rejsu, zadałem sobie pytanie – a gdy by tak dookoła świata?
Rok 1970 przebiegał pod znakiem eliminacji 15 kapitanów (w tym jednej kobiety – Teresy Remiszewskiej).
W Mistrzostwach Polski 1970 startowałem na „Nadirze” we wszystkich biegach, choć samotnie (sklasyfikowany w połowie stawki jachtów załogowych).
W najdłuższym biegu startowali moi konkurenci, Aleksander Beresniewicz na folkboacie (przypłynął dwa dni po zamknięciu mety) oraz Zbigniew Puchalski na „Kapitanie” (osiadł na mieliźnie koło Rowów). W wyniku eliminacji zdrowotnych i kondycyjnych (AWF) oraz wyników żeglarskich, o których wyżej, PZŻ wytypował mnie w pierwszej kolejności do regat, a w drugiej Aleksandra Bereśniewicza.
Niezrażony porażką Zbigniew Puchalski przygotował do startu w OSTAR swój jacht „Mirandę”, a Teresa Remiszewska otrzymała od Marynarki Wojennej „Komodora”. W ten sposób w regatach OSTAR ostatecznie startowała trójka Polaków i jeden Czech (Richard Konkolski) również przygotowujący się w Polsce.
W roku 1971 startowałem w Mistrzostwach Polski również samotnie, ale już na nowym jachcie o imieniu „Polonez” wybranym w plebiscycie telewizyjnym. W roku 1972 wcześnie zacząłem sezon – już w maju byłem w drodze do Plymouth mając w załodze drugiego kapitana, Kubę Jaworskiego.
Przed startem do OSTAR zdążyłem zaliczyć regaty Solent – Cherbourg w ramach Operacji Żagiel 1972.Regaty te wygrałem, ale komisja regatowa zdyskwalifikowała „Poloneza”, bo załoga miała być w połowie poniżej 25 lat, a ja byłem sam i w dodatku po trzydziestce!
Startując z Plymouth wybrałem trasę po ortodromie czyli odchyloną na północ, ryzykując spotkanie z górami lodowymi, ale warunki jak na te okolice były bardzo łagodne i wielokadłubowce płynące nieco bardziej na południe pędziły do mety, gdy ja stałem w ciszy (i we mgle) w okolicach złowieszczej skąd inąd Wyspy Sable (czytaj książkę „Wyścig do Newport”).
Dwunaste miejsce (po przeliczeniu) nie było takie złe biorąc pod uwagę debiut i przygotowanie jachtu na najcięższe pogody (Ryczące Czterdziestki), a nie na słabe wiatry. Na mecie w Newport, Rhode Island, myślałem już o dalszej trasie – dookoła świata.
|
|