Spore zamieszanie wywołała akcja zainicjowana przez Krzysztofa Baranowskiego w roku 1982 polegająca na pomocy niesionej przez 15-latków ludziom starszym pomocy takiej potrzebującym. Nagrodą miał być udział w rejsie „Śladami kultur morskich” przez Morze Śródziemne i Ocean Indyjski do Indii i Sri Lanki i z powrotem wokół Afryki do Polski
Ideę wsparł Polski Komitet Pomocy Społecznej, a zaprotestował ZHP. Telewizja, do której wówczas należała „Pogoria” użyczyła żaglowca, ale Polski Związek Żeglarski (przynajmniej początkowo) nie wyraził poparcia.
Awantura sięgała wyżyn administracji państwowej, Urząd Morski nie godził się by Krzysztof Baranowski był kapitanem tak dużej jednostki, a z trybuny sejmowej kapitan Milenuszkin grzmiał o bezsensownej wycieczce trzydziestki uprzywilejowanych dzieci.
Na szczęście same dzieci, które wzięły udział w akcji (a było ich około 2000) nie zawiodły się. Ci którzy odpadli w poszczególnych etapach eliminacji też zostali nagrodzeni rejsami. A trzydziestka szczęśliwców popłynęła z Baranowskim, który wszakże dostał od Urzędu Morskiego „anioła stróża” jako swojego zastępcę.
Książka „Szkoła pod żaglami” jest relacją opowiedzianą przez trzech fikcyjnych uczestników – Adasia z Głębinowa, Bartka z Wrocławia i Charliego z Melbourne, którzy wszakże opowiadają o rzeczywistych przygodach załogi płynącej „Śladami kultur”. Krzysztof Baranowski zadbał o to, by zweryfikować punkt widzenia załogi i większość uczestników czytała książkę przed drukiem i wprowadzała swoje uwagi. Powstał więc ciekawy dokument będący w istocie fikcją literacką, ale oddającą wszystkie aspekty tego rejsu. Z wyjątkiem może przemyśleń samego kapitana…
Lata minęły i większość ówczesnych uczestników rejsu zrobiło niebanalne kariery zawodowe potwierdzając słuszność eksperymentu oświatowego – roku szkolnego pod żaglami.
Wydawnictwo Iskry, 1987
Wydanie II przez Fundację Szkoła pod Żaglami, 2009
Wydanie II, Wyd. Fundacja 2009 |
W roku odrodzenia Szkoły pod Żaglami Fundacja wydała własnym sumptem wznowienie pod tą właśnie nazwą , które niepoczekiwanie trafia na właściwy moment, gdy kolejne pokolenie przygotowuje się do rejsu.
Dobrze jest zajrzeć na łamy książki, by nie robić sobie złudnych nadziei, że będzie to rejs wakacyjny.
RECENZJE KRYTYKÓW
Rzeczpospolita 8.01.2010
Prawie każdy wielki rejs (a co najmniej długi) kończy się napisaniem książki. Kapitan Krzysztof Baranowski ma za sobą wiele rejsów, także dookoła świata, i wiele książek. Ale ten rejs i ten tom jest w jego biografii morskiej i pisarskiej wyjątkowy.
Zamiast własnych przeżyć opisał to, co przeżywali uczniowie Szkoły pod Żaglami, gdy płynęli i uczyli się na pokładzie „Pogorii”. Przy czym nie jest to zapis obserwacji kapitana, który ojcowskim okiem spoziera na młodocianą załogę. Postacie są fikcyjne, ale wydarzenia autentyczne. Odtwarzając je, autor korzystał z autentycznych dzienników sześciu chłopców, którzy obdarzyli go zaufaniem i umożliwili wgląd w ich „intymne światy”.
Krzysztof Kowalski
RECENZJA KAPITANA
Powtórka Szkoły pod Żaglami
Rubryka z recenzjami ma swoje ograniczenia. Przede wszystkim miejsca. Kilka zdań na sporą książkę, że ciekawa, że twarda oprawa i ileś stron. A redakcja i tak utnie połowę tekstu. Chcąc coś napisać o „Szkole pod żaglami” postanowiłem stanąć okoniem i napisać niekoniecznie o książce. Bo to, że ciekawa – autor znany jest ze świetnego stylu. Że fabuła – fabułę pisało morze i wiatr. Że to i tamto… można to samo napisać o setkach książek.
A ta jest inna, bo przyciąga marzenia. A nie każdy to umie. Kiedyś, dość dawno temu, było kilka książek, które „zdarłem” czytając po kilkadziesiąt razy. „Znaczy kapitan” Borchardta. „Pierwszy wiatr” Dzianisza. No i „Szkoła pod żaglami”. O marzeniach, o żaglach i o oceanie. Nie pozwalały o sobie zapomnieć, przypominały się, jakoś bardziej wystawały z półki, niż inne. Lata 80-te, w sklepach ocet i herbata Madras, żeby wypłynąć za Zatokę trzeba było mieć klauzulę, zezwolenia, miesięczna pensja wynosiła równowartość 30 USD na czarnym rynku. I świat przedstawiony w książkach. Inny świat, inne życie. Wymagające dużego wysiłku i wielkich decyzji. Jednak, jak się przez lata okazało, realne.
Kiedy trafiło do mnie pierwszy wydanie „Szkoły pod żaglami”, projekt się już kończył. Zaczynał się sypać ustrój i na nic nie było pieniędzy. W szkole ktoś wywiesił, że „konkurs”, ale żeby zdać do następnej klasy, należało raczej znać życiorys Waryńskiego na pamięć. Swój kawałek otwartego morza odkryłem na pokładzie COPERNICUSA i rejowe żagle na razie odłożone „na potem”. Ale te reje gdzieś tkwią w głowie i jeszcze wrócą.
Sama książka zaś… na pewno zaintrygowała forma narracji. Krzysztof Baranowski pisze z pozycji nie kapitana, prowadzącego jacht, a młodego uczestnika rejsu. Bazując na wspomnieniach prawdziwych uczestników i uzgadniając z nimi treść. Może kiedyś czułem się tym zawiedziony. Ale – przeszło. Bo w sumie tak mogłem poznać odczucia osoby zaczynającej morskie żeglarstwo. Bo było to zupełnie inne, niż „wsiadłem, dowodziłem, opłynąłem”. I właśnie teraz widzę, że te trzy tytuły mają właśnie tą cechę wspólną – punkt spojrzenia z pokładu. Taki punkt, który potem przyciąga marzenia. Żeby też być na tym pokładzie.
Wracając do obowiązków recenzenta: książkę napisał Krzysztof Baranowski, organizator i kapitan pierwszej Szkoły pod Żaglami (a również inicjator budowy POGORII). Pierwsze wydanie, Iskry, 1987. Pisana w formie pamiętnika – dziennika uczestnika rejsu. Autor ilustracji – Juliusz Gojło. Nowe wydanie, „Fundacja Szkoła pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego”, rok 2009, ma związek z projektem „Dookoła świata za pomocną dłoń”. Ma wspomóc (finansowo) projekt, ale i przypomnieć marzenia. A jest to konieczne, by kolejne pokolenia widziały coś więcej, niż pieniądze i ekran telewizora. Konieczne – dla nas wszystkich. Nie tylko tych, którzy popłyną.
Poza tym książka ma 327 stron formatu 17×25 cm, oprawę twardą lakierowaną. Ale to chyba najmniej istotne?
Jacek Kijewski
RECENZJE CZYTELNIKÓW
Witam!
Nie dawno skończyłem czytać Pańską książkę opowiadającą o Szkole pod Żaglami. Bardzo fajnie napisana, czyta się super 🙂 Fakt, że książka jest starsza ode mnie – ale jest na prawdę SUPER!
Najbardziej zadziwił mnie ostatni obóz nad jeziorem Miedwie – na nim się wychowałem żeglarsko, teraz uciekam na 'większe wody’ (Zalew Szczeciński, morze Bałtyckie)
Martwi mnie jednak, że (z rozmów ze znajomymi) wynika że Pański pomysł, który jednak był zrealizowany pierwszy na świecie, stał się czymś co idzie w stronę komercji… A szkoda, ponieważ z chęcią bym się wybrał (uczę się w technikum).
Pozdrawiam bardzo gorąco, życząc Szczęśliwego Nowego Roku ż. j. Dawid Pelc