Piękny album fotograficzny upamiętniający rejs Krzysztofa Baranowskiego dookoła świata na jachcie „Polonez” poprzedzony esejami autora na tematy żeglarskie. Obszerny wstęp do albumu napisał Bronisław Miazgowski, założyciel i prezes Międzynarodowego Instytutu Kultury Morskiej w Szwajcarii:
„To na morzu i dzięki morzu następuje transmutacja duszy polskiej, polskiej mentalności i charakteru. Z zaściankowej, parafiańskiej, lądowej przepoczwarza się w morską, o rozległych, planetarnych horyzontach, o świadomości swego miejsca i swej roli w świecie, o woli uporczywej i twardej jak skały Hornu. Krzysztof Baranowski i cała przeliczna rzesza ludzi morza to są ci nowi alchemicy, którzy tworzą tę nową alchemię, nie metali, lecz ludzką, psychiczną, wciągają w nią cały naród…”Na temat rejsu „Poloneza” ukazało się parę książek – na gorąco pisane reportaże „Polonezem dookoła świata” wydane zaraz po zakończeniu rejsu przez wydawnictwo Książka i Wiedza, literacka wersja „Droga na Horn” wydana przez Iskry w serii „Dookoła Świata”, parokrotnie wznawiana przez różnych wydawców oraz album „Polonez” wydany przez wydawnictwo Sport i Turystyka.
Po rejsie „rodzinnym” reportaże ukazały się w Wydawnictwie Radia i Telewizji pod tytułem „Żaglem po Ameryce” a w wersji literackiej jako „Dom pod żaglami” w Iskrach (również seria Dookoła Świata).
W „Morzach bliskich i dalekich” stanowiących pierwszy esej wprowadzający do albumu Baranowski pisze:
„Piękny w swej grozie, straszny w swej sile Ocean Południowy od wieków stanowił tradycyjny, najkrótszy i najszybszy szlak żeglarski dookoła świata. Między równoleżnikami 40 i 50 stopni szerokości południowej, gdzie nie zatrzymana niczym fala biegnie przez ocean, słabnąc i nasilając się w rytm wędrujących niżów, gnały żaglowce wśród wycia i ryku wichury w olinowaniu. Z tych czasów pochodzą określenie: Ryczące Czterdziestki i Wyjące Pięćdziesiątki.
Olbrzymia fala i gwałtowność sztormów na południe od wszystkich kontynentalnych przylądków stanowią o niepowtarzalnym pięknie wodnych krajobrazów. Opisać je trudno, a jeszcze trudniej fotografować. Rozpylona wszędzie woda jest zabójcza dla kamery, a goniąca jacht wielka fala traci swój charakter na fotografii.
Patrząc na to dzikie morze żeglarz najczęściej martwi się o całość jachtu i pogodę w następnych godzinach, a nie o to, ze należałoby utrwalić piękno zmiennych obrazów morza. A jednak, mimo woli, pozostaje w pamięci własny, odrębny kolor każdego morza, przeoranego kilem „Poloneza…”