„Polonez” budowany był z myślą o Transatlantyckich Regatach Samotnych Żeglarzy, przynajmniej oficjalnie. Nie zwierzałem się jednak ze swojego marzenia, żeby popłynąć dalej. Nadzorując budowę miałem okazję wpłynąć na ostateczny kształt jachtu tak, by mógł sprostać najtrudniejszym warunkom. Trzy lata po położeniu stępki okazało się, że sprostał; po regatach OSTAR popłynąłem dalej – dookoła świata najtrudniejszą trasą.
Nad projektem pracowali Edward Hoffman, Czesław Gogołkiewicz i Kuba Jaworski, ale nie było czasu i pieniędzy, więc nowy projekt przypominał trochę istniejące już jachty, o co było nawet trochę zamieszania.
Pomysł Kuby, zapewne inspirowany przygotowywanym we Francji „Vendredi Treize”, by takielunek opierał się na dwóch wielkich sztakslach nie sprawdził się w praktyce. Sztag bezana trzeba było zdjąć, bo przenoszenie bomu grota górą ponad sztagiem bezana było absurdem.
W rezultacie powstał kecz o pięknej linii pokładu (bo bez nadbudówek), zgrabny i szybki. O dwa maszty sam się napierałem w myśl zasady, że jak jeden się straci, to zawsze jeszcze jest jeszcze drugi.
Kolegom konstruktorom nie mówiłem o tym, że buduję jacht na rejs dookoła świata, ale wtedy sam nie byłem pewien, czy popłynę.
W roku 1971 opływałem „Poloneza” w Mistrzostwach Polski i wszelkich innych możliwych regatach, a w roku 1972 w regatach STA Solent – Cherbourg (I miejsce i dyskwalifikacja, bo załoga powinna być w połowie młodzieżowa, a ja tylko jeden i powyżej 25 lat!).
Regaty OSTAR ukończyłem na 12 miejscu ( na 43 startujących), sądząc z reakcji w Polsce uznano to za dobry wynik. Ten rok stał pod znakiem słabych wiatrów, a „Polonez” (z powodu moich ukrytych planów) budowany był na bardzo silne wiatry.