





Zaokrętowałem jako operator kamery, bo na żadną funkcję marynarską nie miałem prawa jako żeglarz amator bez zawodowych kompetencji. A rejs „Daru Pomorza” był szczególny – bo ostatni. Kapitan Tadeusz Olechnowicz darzył mnie życzliwością, więc mogłem poruszać się po pokładzie swobodnie (w szczególności na rejach) i nie był to zresztą nasz pierwszy wspólny rejs. Korzystałem z tej swobody do woli wynajdując niezwykłe ujęcia, które później, w filmie „Zmiana wachty”, mogłem wykorzystać.
W drugiej połowie roku 1980 w Polsce wrzało. Powrót „Pogorii” z Operacji Żagiel, który powinien być triumfem, spowodował olbrzymie zamieszanie.Po kraju gruchnęła plotka, że to luksusowy jacht Prezesa tv, że złotymi klamkami, sauną obsługiwaną przez mulatki i stajnią dla konia…Konfuzję pogłębił fakt, że w zagranicznych czarterach zarobiliśmy trochę pieniędzy – ze strony Armatora nikt nie chciał przyjąć tych trefnych, jak się wydawało, pieniędzy.Wkrótce potem rozgorzała dyskusja co zrobić z żaglowcem, który wybudowała telewizja, choć telewizja nie zajmuje się budową ani eksploatacją żaglowców. więcej |
Po rejsie samotnym miałem do spłacenia dług wobec rodziny. Spłaciłem go na swój sposób – rejsem na „Polonezie” z żoną i dziećmi po wodach amerykańskich. Tam bowiem znalazł się „Polonez” w roku 1976 na zakończenie regat Operacji Żagiel ’76. Powrót do kraju był rejsem przez Atlantyk. Powstała niezła książka „Dom pod żaglami” i wdzięczny film „Jaś i Małgosia na oceanie”.
Istnieją dwie standardowe, zasadniczo różne drogi, dookoła świata. Jedna na zachód, popularna od czasów Alain Gerbaulta i właśnie zakończona przez Leonida Teligę w roku 1969. Druga trasa, na wschód, to tradycyjny szlak żaglowców wożących herbatę z Chin, wełnę z Australii i saletrę z Chile. Szlak w Ryczących Czterdziestkach, sztormowych wiatrach i wokół Przylądka Horn.
Przygotowując „Poloneza” do regat tranatlantyckich OSTAR (zajrzyj poprzedni rozdział ) rozważałem ruszenie na tę drugą, wschodnią trasę, bo nie było sensu powtarzać wyczynu Teligi. więcej
Odbywające się co 4 lata regaty samotnych żeglarzy przez Atlantyk zyskały sobie należną im sławę, która dotarła i do Polski.Wczesną wiosną 1969 r. nawiązałem korespondencję z redakcją Observera i Royal Western Yacht Club of England, organizatorami regat i w jej wyniku złożyłem w Polskim Związku Żeglarskim projekt udziału polskiego zawodnika (lub całej ekipy) w najbliższych Transatlantyckich Regatach Samotnych Żeglarzy przypadających na rok 1972 i prośbę o wyrażenie zgody na samotny rejs treningowy jeszcze w tym sezonie 1969. W obu tych sprawach zapadły pozytywne decyzje. więcej
Inicjatywa rejsu do Ameryki Południowej wyłoniła się z Polskiego Towarzystwa Geograficznego. Geograf Bronisław Siadek skumał się z Bolesławem Kowalskim, kapitanem osławionym przez rejs po Morzu Czerwonym na „Darze Opola” i już wspólnie zaczęli szukać jachtu i załogi.
Dołączyłem do tego towarzystwa, kiedy jacht „Śmiały” był w remoncie, a załoga skompletowana. Dołączyłem jednak li tylko jako dziennikarz specjalizujący w tematyce naukowej, rejs miał bowiem zadania badawcze. To, że właśnie zdałem egzaminy na stopień jachtowego kapitana żeglugi wielkiej nie miało najmniejszego znaczenia, przecież i kapitan i nawigator już byli. Był też inżynier mechanik i mój tytuł inżynierski też nie był potrzebny.
Wyruszyliśmy w rejs próbny z Trzebieży. Jeszcze przed dojściem do Świnoujścia kuk wydał obiad i sam zasiadł z załogą, zadowolony z efektów swojej pracy. Najwyraźniej nie znał etykiety jachtowej i zwyczajów niektórych kapitanów, takich mianowicie jak Bolesław Kowalski. więcej